piątek, 12 września 2025

Szlakiem ku Triglavskim Jeziorom

 

Słowenia - Alby Julijskie - Mala Ticarica 

Tym razem los wreszcie się do nas uśmiechnął. Po gradobiciu i ucieczce z wysokości marzyliśmy, żeby choć raz udało się doczłapać do schroniska bez konieczności walki z pogodą. I sukces był widoczny na tym górskim horyzoncie – choć sama podróż na miejsce startu miała w sobie nutkę adrenaliny. Start dzisiejszej wędrówki budził emocje – Planina Blato. Żeby dotrzeć do znanej planiny, czyli pasterskiej hali, musieliśmy najpierw przeżyć jazdę busem po wąskiej, krętej drodze, na której dwie osobówki mijają się z trudem, a nasz kierowca cisnął pojazdem, jakby był na torze Monte Carlo. Z każdą serpentyną mieliśmy wrażenie, że zaraz spadniemy w przepaść. My w środku kurczowo łapaliśmy siedzenia, a on… gadał przez telefon i jedną ręką zmieniał stacje radiowe. Gość miał stalowe nerwy – albo naprawdę wielkie jaja. Barbórce wcale nie imponowała jego podzielność uwagi, bo każdy podskok na zakręcie oznaczał, że kierowca lekko zbacza z umownej drogi. Nasza trasa prowadziła przez kolejne planiny – te pasterskie hale otoczone górami to miejsca, gdzie od wieków pasterze wypasali bydło, a dziś wciąż można zobaczyć tradycyjne drewniane chaty i usłyszeć dzwonki krów. Planiny mają w sobie coś magicznego – niby tylko polany w górach, a jednak pełne historii, zapachu trawy i takiego sielskiego klimatu, jakby czas się zatrzymał. Na miejscu wreszcie mogliśmy rozprostować nogi i ruszyć w trasę.

wtorek, 9 września 2025

Dajmy się przewieźć, zwiedzić i nie przemoczyć

Słowenia - Kamnik i inne atrakcje

Poprzedniego dnia góry zrobiły nam pranie – i to bez programu oszczędnego. Mokre buty, mokre kurtki, mokre skarpetki… słowem, nawet gdyby ktoś chciał, to suchych emocji nie znalazłby u nas. Kolejny dzień postanawiamy spędzić bardziej „samochodowo”. Trzeba wszystko wysuszyć . Mamy bowiem kolejną rezerwację w innym schronisku. Zobaczymy czy natura obdzieli nas aktem łaski. Kierunek: Stara Fužina nad jeziorem Bohinj, ale oczywiście nie może być tak prosto – po drodze zaplanowaliśmy kilka przystanków. Pierwszym jest słoweńska kawa i chwilę potem Žagerski Mlin – stary młyn wodny, który wygląda, jakby od wieków stał w tym samym miejscu i miał gdzieś zmieniające się epoki. Woda huczy, wielkie koło kręci się jak szalone, a Ty stoisz i zastanawiasz się, jak sprytnie ludzie wykorzystywali siłę rzek, zanim wymyślili prąd w gniazdkach (przynajmniej tak sobie to wyobrażaliśmy, bo młyn już dawno nie działa). Obok jest mostek, z którego świetnie widać całą konstrukcję.

poniedziałek, 8 września 2025

SloveLove 1.0

 

Alpy Kamnicko - Sawińskie

SloveLove Wersja 1.0 – tak właśnie nazwaliśmy naszą drugą próbę podbicia słoweńskich terenów. Rzetelnie licząc, to już nawet trzecia podróż do tego bałkańskiego kraju. Kiedyś bowiem, wracając znad Jeziora Garda (zupełnie  po drodze) spędziliśmy tam dwa piękne dni i spodobał się nam ten rejon Europy. Poprzedniego roku realizowaliśmy wersję Slovelove 0.5, zapewne pamiętacie nasze perypetie związane z awarią auta, która skutecznie zatrzymała nas w Polsce. Plan zwiedzania czekał gotowy, dokonaliśmy tylko lekkich korekt. Nadszedł czas sprawdzić nowy samochód. Czternastego sierpnia zatrzaskując za sobą drzwi w pracy krzyczymy jak zwykle: „Ahoj przygodo”. Urlop czas zacząć. Jak to zazwyczaj bywa, jadąc na południe Europy zatrzymujemy się na noc w Radlinie w rodzinnym domu Basi, by następnego dnia ruszyć w długą podróż. Późnym popołudniem docieramy w okolice Solcawy, gdzie rozkładamy się na małym, ale malowniczo położonym campingu. Wieczór przebiega nam na jedzeniu, piciu i pakowaniu plecaków, gdyż następnego dnia zaczynamy trekking. Nie bierzemy jeńców – góry wzywają. Plan na ten dzień zakłada nocleg w schronisku na przełęczy Kamniško sedlo, jednym z najbardziej rozpoznawalnych punktów w Alpach Kamnicko-Sawińskich. Chcieliśmy poczuć prawdziwy klimat gór wysokich – dłuższą wędrówkę, noc na wysokości i poranne widoki ponad morzem chmur.

czwartek, 24 kwietnia 2025

Widoki na pożegnanie

Madera - Porto Moniz, Sexial

Nasza przygoda zmierza ku końcowi. To ostatni pełny dzień na wyspie wiecznej wiosny – tylko dlaczego w wersji skandynawskiej? Zadawaliśmy sobie to pytanie od początku pobytu. Może na zdjęciach tego nie widać, ale nie było dnia bez deszczu. Kilkukrotnie w ciągu dnia pogoda zmieniała się ze słonecznej na deszczową, no i ten wszędobylski wiatr. Planując wyjazd wiedzieliśmy czego się spodziewać, ale przyznajemy, że tak duża częstotliwość zmiany pogody trochę nas wybijała z rytmu. Ostatni dzień przeznaczyliśmy na objazdówkę po północno-zachodnim wybrzeżu i odwiedzeniu tamtejszych atrakcji. Planujemy wcześnie wrócić do domu, gdyż trzeba będzie się spakować. Ale czy nam to się uda? Na start obieramy za cel Miradouro do Guindaste. To bezpłatny punkt widokowy, posiadający dwie przeszklone platformy wiszące kilkanaście metrów nad taflą oceanu. Można z tego miejsca podziwiać imponujące klify, którymi poprowadzono wspaniałą Verade do Larano, a na dalszym planie widać kontur Półwyspu Świętego Wawrzyńca, natomiast w słoneczne dni można zaobserwować pobliską wyspę Porto Santo. Po nacieszeniu się widokami ruszamy dalej.

niedziela, 20 kwietnia 2025

Grande finale – no prawie

 

Madera - Pico Grande, Pico Areiro

Męskiej części ekipy zamarzył się wschód. A, że jesteśmy po właściwej stronie wyspy, realizacja nie wymagała zbyt dużego poświęcenia, a słońce na Maderze pojawia się w łaskawym slocie czasowym. Miejsce do obserwacji też wymarzone – Ponta do Bode, na którym już byliśmy pozwala rozkoszować się widokami na Półwysep Wawrzyńca. Po tradycyjnym już wspólnym śniadaniu czas na Pico Grande – podejście nr 2. A podejście to słowo klucz.

piątek, 18 kwietnia 2025

W krainie d(r)eszczowców

 

Madera - Levada do Alecrin, Pico do Facho
 
Być na Maderze i nie być w górach, to jak być w zespole Kovika i nie pisać relacji – według Barbórki oczywiście. Ale najpierw krótkie oświadczenie: nadszedł dzień totalnie restowy. Sponsorem jest bowiem pogoda dla bogaczy. Ale w czasie deszczu się nie nudzimy tylko odpoczywamy, konsumujemy i spędzamy czas na kanapie. Po takim wypoczynku to już tylko w góry można iść. Krąży w nas gorąca krew, dlatego planujemy ruszyć na Pico Grande. Podjeżdżamy na miejsce (w pobliżu zatoczki autobusowej), a tam niespodzianka – droga na parking zamknięta. Tym razem dreszcze złości nas przeszły, bo pogodowo nie jest tak źle, a tu klops. I wymyślaj co teraz i kombinuj jak żyć… podejmujemy decyzję – jedziemy na Levadę do Alecrim. Nastrój w grupie nieco lepszy, działamy. Dojeżdżamy na znany nam już parking w okolicach Rabacal. Coś mgliście tu i wietrznie, ale jesteśmy powyżej 1000 metrów n.p.m. Levada do Alecrim (PR 6.2.) prowadzi do Lagoa do Lajeado. Ciekawe wodne rozwiązania przykuwają naszą uwagę. Jest dosyć błotniście i mokro – w sumie nic nowego. Sprawnie dochodzimy do małego wodospadu, licząc, że będziemy mogli wspiąć się wyżej na fajne punkty widokowe. Ale nic z tego, poziom wody jest tak wysoki, że przejście na drugą stronę suchą stopą jest niemożliwe.

czwartek, 17 kwietnia 2025

Królewska droga

 

Madera - Levada do Rei, Verada Canical
 
Kolejny dzień naszej maderskiej przygody. Analizując prognozę pogody stwierdzamy, że południe wyspy nie zapowiada się obiecująco. Wybór pada więc na północną część a konkretnie na Levada do Rei (Levada Króla) w okolicy Sao Jorge. Skąd taka nazwa? Z powodu jej patrona bo to właśnie król Manuel II – ostatni król Portugalii – zarządził jej budowę. Jednak tempo budowy nie było królewskie, proces ten był mozolny i trwał ponad 20 lat. No dobrze, ale po siedmiu dniach relacji możecie właściwie zapytać – co to są te lewady? Co chwilę o nich wspominamy więc należy się słowo wyjaśnienia. Levada to charakterystyczny dla Madery rodzaj kanału irygacyjnego. Ich historia sięga XV wieku gdy pierwsi osadnicy zakładając miasta na południu wyspy napotkali na problem z wodą pitną. Historycznie ta część wyspy jest suchsza i cieplejsza od północnego krańca. Dlatego też nieodzowne stało się wymyślenie sposobu na dostarczenie wody z północy na południe. Postawiono na system swoistych „korytek” ciągnących się przez cała wyspę. Na początku budowano je z drewna by wraz z upływem czasu postawić na bazaltowe kamienie jako budulec a w końcu na beton. Aby zapewnić ich pełną funkcjonalność wzdłuż korytek budowane były ścieżki. Ułatwiały one dostęp osobom odpowiedzialnym za kontrolę prawidłowego przepływu wody. W obecnych czasach nadal pełnią ważną funkcję w rolnictwie m. in. pomagając w nawadnianiu wszechobecnych plantacji bananów. Dodatkowo mają swój udział w wytwarzaniu energii elektrycznej w elektrowniach wodnych oraz – co skrzętnie wykorzystujemy – stanowią atrakcję turystyczną. Szacuje się, że obecnie na wyspie jest około 3000 km tych wodnych traktów. No dobrze, tyle tytułem wstępu.