Karkonosze - Śnieżka 1602 m.n.p.m.
Październik często jest łaskawy dla
ludzi gór … tym razem pogoda nie sprzyjała górskim wędrówkom, ale jak ktoś
jedzie tyle kilometrów co my, nie ma wyjścia – bierze to, co daje los… a w tym
wypadku nawet orkan Grzegorz nie przeszkodził w szczytowaniu. Plany były ambitne – wędrowny
weekend w Karkonoszach, od schroniska w Samotni po schronisko Okraj. Tym razem
Barbórka dołącza do grupy zaprzyjaźnionego klubu górskiego i w piątek około południa
rusza w trasę z Karpacza w kierunku Samotni i oto jej relacja.
Wybór pada na najkrótszy żółty
szlak z Białego Jaru.
|
foto by PiotrekP |
Jeszcze nic nie zwiastuje zawirowań atmosferycznych,
jakie oferują kolejne dni… czasem deszcz, czasem lekki śnieg – szybko zdobywamy
wysokość. Po drodze mijamy schronisko Strzecha Akademicka, które w tym momencie
jest zamknięte z powodu remontu. Stamtąd już tylko 15 min. dzieli nas od
Samotni – trudno nie zgodzić się, że jest to jest jedno z najpiękniejszych
schronisk, w którym czuć atmosferę i ducha czasu… nigdy w nim nie spałam, więc
cieszę się podwójnie na ten krótki, bo zaledwie 24 godzinny romans.
|
foto by PiotrekP |
Pogoda
sprzyja klimatycznym refleksjom, mgła sprawia, że Małego Stawu nie widać z
okien schroniska, ale nazwa zobowiązuje – w końcu to Samotnia – w taki
październikowy dzień, jak ten, aż miło posiedzieć w ciepłym schronisku bez
dzikich tłumów… Rozmyślam tylko od czasu do czasu o jutrze… patrząc na
prognozy, zapowiada się walka z wiatrem i dosyć nieprzyjemnym odczuwaniem
wilgoci – ale nie pierwszy raz zmagam się z takimi „atrakcjami”, wiem jednak,
że moja czujność będzie zwiększona, a ciało przez długi czas będzie czuło opór
wiatru.
|
foto by PiotrekP |
Następnego dnia, po solidnym
śniadaniu, ruszamy zabezpieczeni, jak tylko się da, przed nasilającymi się
podmuchami. Przełęcz Okraj, bo tam zmierzamy, wydawała się dziś szczególnie
odległa… dotarcie do Śląskiego Domu nie stanowiło większej trudności, chociaż z
każdą minutą przybywało marznącego śniegu.
|
foto by heathcliff |
|
foto by heathcliff | | | | | | |
|
foto by Lucy |
|
foto by PiotrekP |
|
foto by heathcliff |
Po krótkim odpoczynku w schronisku
ruszamy ku Śnieżce – którą trzeba przejść, aby zejść na czeską stronę.. w
kierunku kolejnego schroniska – Jelenka. Wejście na Śnieżkę, a byłam na niej
już dobre kilka razy, zaliczam do tych ekstremalnych – wieje solidnie, wg
prognoz nawet do 80 km/h. Każdy krok to spory wysiłek, do tego lód i smagające
twarz kryształki lodu – takie małe piekiełko na 1600 m n.p.m. Marzę, żeby jak
najszybciej wejść na górę i od razu z niej schodzić… ostatnie 10 kroków to nie
lada przedsięwzięcie – już wiem, co czują astronauci, gdy grawitacja odrywa ich
od ziemi
. Udaje się dotrzeć pod budynek schroniska i stacji meteo – chwila przerwy i na
hasło ruszamy, pokonujemy szczyt dmuchani z każdej strony.
|
foto by heathcliff |
Humory dopisują, bo
każdy krok w dół zwiększa szanse na dojście do celu – po 2 godzinach i szlaku
biegnącym częściowo w kosodrzewinie, która całkiem dobrze chroni nas od wiatru,
udaje się dojść do Jelenki. No po takim przejściu, to prażony syr i frytki
należą się jak psu buda
. Potem zostaje już tylko półgodzinny spacer do miejsca noclegu – schroniska Na
Okraju.
|
foto by PiotrekP |
|
foto by heathcliff |
|
foto by heathcliff |
|
foto by Lucy |
Jestem mile zaskoczona samą przełęczą, leżącą na granicy polsko -
czeskiej. Zabudowa miasteczka
Malá
Úpa jest naprawdę klimatyczna. Czuję, jakbym znalazła się w
skandynawskiej wiosce – naprawdę ciekawe i warto ponownego odwiedzenia miejsce
. No i mają browar –
fantastycznie! Postanawiamy go odwiedzić wieczorem – do wyboru warzone na
miejscu piwa i dobre jedzenie. Browar znajduje się od schroniska dosłownie 5
minut, ale droga powrotna zajmuje nam znacznie więcej – orkan Grzegorz
przybiera na sile – jak podają prognozy na Śnieżce będzie wiało 180 km/h… jak
dobrze, że nie byliśmy w zasięgu tak demonicznego Grzegorza.
Noc mija, ale rano
dowiadujemy się, że powrót nie jest taki prosty – drogi są zablokowane przez
połamane drzewa… my i tak musimy wrócić do Karpacza, gdzie stoją nasze
samochody… no cóż, powrót przez Budniki nie należy do przyjemnych, deszcz
przybiera na sile, ale szczęśliwie docieramy na parking i uderzamy na kawę i
ciasto. Powrót do Warszawy odbył się na szczęście bez niespodzianek. Ten górski
weekend na długo pozostanie w mojej pamięci… orkan Grzegorz – kto by
pomyślał?:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)