niedziela, 19 listopada 2017

Co robią duże dzieci, gdy za oknem szaleje Grzegorz - orkan Grzegorz














Karkonosze - Śnieżka 1602 m.n.p.m.

Październik często jest łaskawy dla ludzi gór … tym razem pogoda nie sprzyjała górskim wędrówkom, ale jak ktoś jedzie tyle kilometrów co my, nie ma wyjścia – bierze to, co daje los… a w tym wypadku nawet orkan Grzegorz nie przeszkodził w szczytowaniu. Plany były ambitne – wędrowny weekend w Karkonoszach, od schroniska w Samotni po schronisko Okraj. Tym razem Barbórka dołącza do grupy zaprzyjaźnionego klubu górskiego i w piątek około południa rusza w trasę z Karpacza w kierunku Samotni i oto jej relacja.
Wybór pada na najkrótszy żółty szlak z Białego Jaru.
foto by PiotrekP
Jeszcze nic nie zwiastuje zawirowań atmosferycznych, jakie oferują kolejne dni… czasem deszcz, czasem lekki śnieg – szybko zdobywamy wysokość. Po drodze mijamy schronisko Strzecha Akademicka, które w tym momencie jest zamknięte z powodu remontu. Stamtąd już tylko 15 min. dzieli nas od Samotni – trudno nie zgodzić się, że jest to jest jedno z najpiękniejszych schronisk, w którym czuć atmosferę i ducha czasu… nigdy w nim nie spałam, więc cieszę się podwójnie na ten krótki, bo zaledwie 24 godzinny romans.
foto by PiotrekP
Pogoda sprzyja klimatycznym refleksjom, mgła sprawia, że Małego Stawu nie widać z okien schroniska, ale nazwa zobowiązuje – w końcu to Samotnia – w taki październikowy dzień, jak ten, aż miło posiedzieć w ciepłym schronisku bez dzikich tłumów… Rozmyślam tylko od czasu do czasu o jutrze… patrząc na prognozy, zapowiada się walka z wiatrem i dosyć nieprzyjemnym odczuwaniem wilgoci – ale nie pierwszy raz zmagam się z takimi „atrakcjami”, wiem jednak, że moja czujność będzie zwiększona, a ciało przez długi czas będzie czuło opór wiatru.
foto by PiotrekP

Następnego dnia, po solidnym śniadaniu, ruszamy zabezpieczeni, jak tylko się da, przed nasilającymi się podmuchami. Przełęcz Okraj, bo tam zmierzamy, wydawała się dziś szczególnie odległa… dotarcie do Śląskiego Domu nie stanowiło większej trudności, chociaż z każdą minutą przybywało marznącego śniegu.
foto by heathcliff

foto by heathcliff

foto by Lucy

foto by PiotrekP



foto by heathcliff
Po krótkim odpoczynku w schronisku ruszamy ku Śnieżce – którą trzeba przejść, aby zejść na czeską stronę.. w kierunku kolejnego schroniska – Jelenka. Wejście na Śnieżkę, a byłam na niej już dobre kilka razy, zaliczam do tych ekstremalnych – wieje solidnie, wg prognoz nawet do 80 km/h. Każdy krok to spory wysiłek, do tego lód i smagające twarz kryształki lodu – takie małe piekiełko na 1600 m n.p.m. Marzę, żeby jak najszybciej wejść na górę i od razu z niej schodzić… ostatnie 10 kroków to nie lada przedsięwzięcie – już wiem, co czują astronauci, gdy grawitacja odrywa ich od ziemi. Udaje się dotrzeć pod budynek schroniska i stacji meteo – chwila przerwy i na hasło ruszamy, pokonujemy szczyt dmuchani z każdej strony.
foto by heathcliff


Humory dopisują, bo każdy krok w dół zwiększa szanse na dojście do celu – po 2 godzinach i szlaku biegnącym częściowo w kosodrzewinie, która całkiem dobrze chroni nas od wiatru, udaje się dojść do Jelenki. No po takim przejściu, to prażony syr i frytki należą się jak psu buda. Potem zostaje już tylko półgodzinny spacer do miejsca noclegu – schroniska Na Okraju.

foto by PiotrekP

foto by heathcliff

foto by heathcliff

foto by Lucy
Jestem mile zaskoczona samą przełęczą, leżącą na granicy polsko - czeskiej. Zabudowa miasteczka Malá Úpa jest naprawdę klimatyczna. Czuję, jakbym znalazła się w skandynawskiej wiosce – naprawdę ciekawe i warto ponownego odwiedzenia miejsce. No i mają browar – fantastycznie! Postanawiamy go odwiedzić wieczorem – do wyboru warzone na miejscu piwa i dobre jedzenie. Browar znajduje się od schroniska dosłownie 5 minut, ale droga powrotna zajmuje nam znacznie więcej – orkan Grzegorz przybiera na sile – jak podają prognozy na Śnieżce będzie wiało 180 km/h… jak dobrze, że nie byliśmy w zasięgu tak demonicznego Grzegorza.



Noc mija, ale rano dowiadujemy się, że powrót nie jest taki prosty – drogi są zablokowane przez połamane drzewa… my i tak musimy wrócić do Karpacza, gdzie stoją nasze samochody… no cóż, powrót przez Budniki nie należy do przyjemnych, deszcz przybiera na sile, ale szczęśliwie docieramy na parking i uderzamy na kawę i ciasto. Powrót do Warszawy odbył się na szczęście bez niespodzianek. Ten górski weekend na długo pozostanie w mojej pamięci… orkan Grzegorz – kto by pomyślał?:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)