środa, 12 lipca 2017

Szpiglasowa tuż, tuż


Tatry - Szpiglasowa Przełęcz ok 2000 m.n.p.m.

Na kolejny dzień prognozy podobnie jak na wczoraj: zachmurzenie i po południu możliwe burze a mimo to jeden członek naszej ekipy miał problemy ze wstaniem o umówionej 6 rano. Ostatecznie pomogło przewrócenie łóżka :) Za oknem póki co nie jest źle. Wybieramy wariant ze Szpiglasową Przełęczą, bo jest możliwość schowania się w schronisku jakby co. Po porannych czynnościach łapiemy busa i mkniemy nim o dziwo sami a nie jak się nazbiera komplet.
Droga asfaltem mija nam dość sprawnie a przy schronisku maruder stwierdza, że napiłby się kawy. No ok. "To i ja se skozystam".

Nie minęło 10 minut i chmury puściły. Trzeba się schować do środka. Znaleźliśmy przytulny kącik i tam przeczekujemy najgorszą ulewę. Po 1.5 godziny pada hasło, że wychodzimy i pytam:
- W górę czy w dół?
- No jak to w dół?! Idziemy jak było w planie! - stwierdza Michał
No nie ukrywam, że mnie zaskoczył, gdyż deszcz nie ustał tylko zelżał na mocy. Powoli zdobywamy wysokość ceprostradą. Co chwila deszcz przestaje, to znów zaczyna padać. W wybornych humorach dochodzimy do rozejścia.




 
W deszczu zmierzamy dalej w kierunku przełęczy, który z każdym metrem nabiera na mocy. I gdy jesteśmy już na wysokości ostatniego zakosu ścina wody lecąca z nieba postanowiła nas zawrócić. My jesteśmy z takiej gliny, która twierdzi, że nie warto iść dla samego zdobycia celu. "Nie liczy się cel, ale droga do niego"






Będąc przy schronie po raz drugi wstępujemy do niego i znowu mocno leje. Herbata z cytryną, herbata z rumem a nawet zwykła herbata smakuje wybornie. Pośród padających kropli deszczu schodzimy do Palenicy a Basia zaczyna odczuwać bóle w nodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)