poniedziałek, 21 października 2013

"Stary Bocian" łatwo się nie poddał



 Tatry - Starorobociański Wierch 2176 m.n.p.m.

W końcu czerwcowy wyjazd, który się nie odbył z powodu mojej kontuzji doszedł do skutku. Prognozy na sobotę są ok. więc z uśmiechem na ustach jedziemy w stronę Zakopanego. W Nowym Targu do mnie i Basi dołącza Kuwana i jego świeżo upieczona żona - też Basia. Poranek na Siwej Polanie nie zapowiada tego, co się wydarzy w późniejszym czasie. Maszerujemy żwawo w kierunku Polany Chochołowskiej. Czerwcowy plan zakładał zdobycie Starorobociańskiego Wierchu, gdyż żadne z naszej czwórki tam jeszcze nie było. Tak jest i tym razem.
Przy pierwszym czerwonym rozwidleniu skręcamy na Krowi Żleb. Basia wspominała, że ten szlak jest hardcorowy, ale ja głupi nie chciałem słuchać. Cały czas idziemy czasem "tabliczkowym". "Tomki" z przodu, my obstawiamy tyły. Nieprzespana noc, parę kilo na plecach i niedawno przebyte choroby wkrótce dają o sobie znać. Po wyjściu z lasu obserwujemy szybko przewalające się ciemne chmury przez grań a po naszej prawej stronie ładne niebieskie niebo.



Kiedy stajemy na Trzydniowiańskim Wierchu wiemy, że nie będzie to łatwy dzień. Wiatr mocno daje się nam we znaki. Ale my jesteśmy twardziele. Jeśli dla mnie podejście Krowim Żlebem było ciężkie, to podejście pod Kończysty to była masakra.




Szybki oddech i postoje co pięćdziesiąt kroków to była konieczność. Ale mimo to stajemy na szczycie. Tam przez chwilę padł pomysł aby zawrócić, ale będąc już tak blisko "Robota" byłoby szkoda. Postanawiamy iść dalej. Podmuchy podczas podejścia dwukrotnie ścinają mnie z nóg. Ale siłą woli szczytujemy dnia dzisiejszego po raz trzeci.

O 13.30 Stajemy na najwyższym zachodniotatrzańskim polskim szczycie. "Bociek" się bronił, ale walkę przegrał, lecz z szyderczym uśmiechem nie pozwolił podziwiać z siebie widoków. Zaczynamy schodzenie w stronę Siwej Przełęczy i poprzez Dolinę Starorobociańską zmierzamy ku tłocznej jak na tą porę Dolinie Chochołowskiej.



Doliną Starorobociańską szedłem już trzeci raz, lecz teraz jak i za pierwszym oraz drugim razem nie zachwyciła mnie. W Chochołowskiej rozdzielamy się Tomek z Basią idą w dół, ja z Barbórką zmierzamy na nocleg do "chocholandu". Miejsca w pokoju oczywiście brak, ale jesteśmy przygotowani na "glebę".




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)