poniedziałek, 13 czerwca 2016

Debiuty to ciężka sprawa

Tatry - Rohacze 2125 m.n.p.m.

Trzecia część urlopu będzie pod znakiem górskim. Dużo tego nie będzie ale zawsze to coś. Wybieram się w Tatry słowackie na męską wyprawę. Basia zostaje w domu. Razem ze mną jadą dwaj kumple z pracy Marcin (kwiatek) i Karol (wujo) a także mój brat Marek (makak), którego zgarniamy z Krakowa. Wujo non stop dręczył mnie, abym go wziął w góry – takie większe, gdzie są przepaście, bo był tylko na Trzech Koronach a oglądając zdjęcia z naszych wyjazdów podniecał się, że też chce. No ok mam ten urlop, więc proponuję wyjazd w Tatry tam gdzie jeszcze nie byłem (połowicznie). Mamy zamiar przejść „Słowacką Orlą Perć” w dwa dni czyli od Brestowej do Wołowca. Trzeba to jakoś racjonalnie rozplanować długość trasy, przewyższenia itp.
Pokazałem mu kilka filmów z Youtuba i to był chyba błąd, bo od kiedy je zobaczył nie dawał mi spokoju. Codzienne zasypywanie pytaniami czy da radę na zmianę z odważnymi deklaracjami, że co to nie on. Piątek rano po Bożym Ciele jesteśmy już pod schroniskiem w Zwierówce. Po szybkim przebraniu w „robocze” ciuchy ruszamy żwawym krokiem w stronę rohackich szczytów. Tempo narzuciliśmy sobie niezłe i po godzinie jesteśmy przy Tatliakowej Chacie. Czuję, że będzie to ciepły dzień, więc zmieniam spodnie na krótkie i po chwili ruszamy dalej. Zmieniamy kolor szlaku na zielony i ruszamy na Zabrat.


Po wejściu na Rakoń robimy dłuższą przerwę. Wujo cały czas pyta bym pokazał mu którędy będziemy szli. No więc pokazuję: najpierw tam, potem tam, na koniec zejdziemy tu. I tak co chwilę. Trawersujemy Wołowiec bokiem, gdyż chłopaki nie chcą za bardzo się na niego wspinać. Schodzimy na Jamnicką Przełęcz i chłopakom włącza się panika. Szczególnie jednemu.




Panika jest powodem tego, że mamy do pokonania spore pole śnieżne. No ale raki mamy w plecaku jeśli będzie trzeba to je założymy. Nie trzeba było bo but idealnie wchodził w śnieg i łatwo robiło się stopnie. Po pokonaniu śniegu następna niespodzianka dla Karola w postaci Rohackiego Konia. Na Ostrym spędzamy trochę czasu robiąc foty w „firmowych” koszulkach. Karol mówi, że to trochę ciężkie jak dla niego, ale się podoba.






Góra-dół, góra-dół jak to w życiu i znajdujemy się na Smutnej Przełęczy, z której schodzimy do Zwierówki.





No to hop!

Po pokonaniu tych 20 km piwo smakuje wyśmienicie a potem obiad drugie i trzecie też niczego sobie. Wujo stwierdza, że to jest dla niego za dużo i jutro odpuszcza a na mojej pięcie pojawia się rekordowej wielkości odcisk.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)